poniedziałek, 11 maja 2015

moja metamorfoza :)

Ci co uważnie śledzą mojego bloga wiedzą, że prawie rok temu postanowiłam zrobić coś ze swoją wagą ;) a właściwie nie coś tylko bardzo dużo!
Miałam już serdecznie dosyć nieustannej frustracji jak chciałam kupić sobie coś fajnego do ubrania ... czy na prawdę kobieta w rozmiarze 44-46 musi ubierać się wielkie zgrzebne worki!? Nie można na prawdę szyć ładnych ubrań dla kobiet o pełnych kształtach, kobiecych kształtach? O tak miałam bardzo kobiece kształty :) duży biust, szerokie biodra i ładnie zaznaczona talia. Problem polegał na tym, że po każdych zakupach praktycznie wracałam z płaczem do domu, wściekła, rozżalona i co raz bardziej krytycznie patrząca na swoje ciało ...
Ale problem z ubraniami to nie był jedyny powód dla którego postanowiłam po raz kolejny podjąć próbę zrzucenia nadprogramowych kilogramów. Jeszcze przed pomysłem na odchudzanie zaczęłam realizować się w bieganiu :). Jak każdy biegacz wie, im mniej kg jego ciało musi dźwigać tym lepiej mu się biega, mniej się męczy, lepsze ma wyniki no i co najważniejsze - łatwiej uniknąć kontuzji ... Nie wiem czy wiecie, ale pod czas biegu nasze ciało przyjmuje obciążenia równe 2-3 razy waga nasza ciała. Dlatego jak łatwo policzyć im mniejsza waga tym mniejsze obciążenie dla stawów, ścięgien i mięśni.
No ale przejdźmy do konkretów ...
W dniu kiedy podjęłam się wyzwania waga pokazywała 83,8 kg ... więc ile to moje ciało musiało znosić pod czas biegania??
83,8 kg x 3 = 251,4 kg! 
Idźmy dalej - BMI wynosiło 28,9 dodam tylko, że norma dla  wzrostu to 18,5-24,9 a i może jeszcze powiem, że od 29,9 zaczyna się otyłość, więc byłam bardzo blisko przekroczenia tej cienkiej linii między nadwagą a otyłością.
No, ale ktoś może powiedzieć BMI nie jest miarodajne! No, bo tak do końca nie jest :) ale jak ktoś zna swój poziom tkanki tłuszczowej i mięśniowej to wszystko się zmienia. I tak zaczęłam moją przygodę z tłuszczem na poziomie 42,4% masy ciała ... prawie połowa mnie to tłuszcz? Aż tak źle? No niestety źle! Norma dla mojego wieku to 22,7%
A ile miałam mięśni? 45,8  kg! Co stanowiło raptem 54,7% wagi. A powinno być między 65-75%
Nawodnienie oczywiście też musiało być poniżej normy skoro wszystkie inne parametry nie były prawidłowe. I wynosiło 43,1% gdzie najlepiej by było gdyby było w granicach 50-60%
Ale chyba najwięcej do myślenia dał mi mój wiek metaboliczny ... 48 lat! O mamo to o 17 więcej niż miałam na ówczesną chwilę a o 27 więcej niż mieć powinnam!
A jak się ta walka zakończyła? ;)
W dniu kiedy z moją panią dietetyk Żanetą stwierdziłyśmy, że już wystarczy i czas przejść na stabilizację analizator wagi i centymetr pokazał:

parametry zaczęłam od skończyłam na o ile zmian?
waga 83,8 kg 61,7 kg 22,1 kg
tkanka tłuszczowa kg 36,9 kg 12,1 kg 24,8 kg
tkanka tłuszczowa % 42,4 % 20,3 % 22,1%
tkanka mięśniowa kg 45,8 kg 44,6 kg -1,2 kg
tkanka mięśniowa % 54,7 % 72,3 % 17,6 %
nawodnienie 43,1 % 54,6 % 11,5%
wiek metaboliczny 48 20 28 lat
BMI 28,9 21,8 7,1
klatka piersiowa 98 90 8 cm
brzuch 104 84 20 cm
biodra 112 91 21 cm
talia 87 76 11 cm
udo 66 51 15 cm
łydka 40 36 4 cm
biceps 32 26 6 cm





metamorfoza frooly
Efekty wizualne jak widać są :) a jak się zmieniły moje wyniki w bieganiu?
Dystans04.201405.2015
12-minutowy test1,84 km2,48 km
1 km00:06:1800:05:00
5 km00:33:4300:26:41
10 km01:18:1900:55:40
21 kmnie osiągalne ;)02:20:17

Kto oprócz mnie przyczynił się do tego sukcesu? Bez wsparcia moich przyjaciół, rodziny i p. Żanety nie byłoby takiego wyniku.
To przyjaciele i rodzina, którzy przy wszelkich możliwych okazjach zagrzewali mnie do dalszej walki, pomagali mi unikać pokus ;) nie namawiali do "grzechu", podziwiali, trzymali kciuki i kibicowali mojej przemianie każdego dnia!
Wkład w ten wynik ma oczywiście moja pani dietetyk - pani Żaneto bardzo, ale to bardzo dziękuję za pomoc w opanowaniu trudnej sztuki zdrowego żywienia i za kibicowanie mi w mojej drodze do wymarzonej sylwetki :)
A teraz przede mną kolejne wyzwania :)

piątek, 8 maja 2015

aktywny wiosenny piątek .... czyli to co lubię najbardziej :)

Dzisiaj miałam parę spraw do pozałatwiania na mieście więc już wczoraj zaplanowałam, że przemieszczać się będę rowerem :) ... nie chwaliłam się tutaj, że w tym tygodniu dokonałam zakupu nowego środka transportu ;) taką cudowną oliwkową miejską strzałę :)
o taką!
pobrane
Tak więc dzisiaj przy sprzyjającej (i to bardzo) pogodzie wybrałam się na "zwiedzanie" miasta. I muszę przyznać, że rower to idealna opcja na piątkowe podróżowanie. Jak wiadomo dzisiaj Warszawa zakorkowana we wszelkich możliwych kierunkach, rzecz jasna wylotowych kierunkach ;). Kiedy mijałam taki kilkukilometrowy korek cieszyłam się, że ja w nim nie stoję, że nie tracę czasu, energii, pieniędzy i zdrowia w tej kolejce do następnych świateł. Mknęłam sobie spokojnie, uśmiechnięta, wyluzowana, z myślą - kurcze ile takim rowerem robię sobie dobrego. Nie tylko, że zdrowiej, szybciej i przyjemniej to jeszcze człowiek ma chwilę, żeby się zatrzymać i popodziwiać
DSC_0116-001
mural na Ursynowie
I tak przez trochę ponad 1,5 godziny nakręciłam ponad 22 km przyjemnej jazdy po zielonej części Stolicy :)
Rozkręciłam się tak bardzo, że jak już dotarłam do domu to stwierdziłam, że skoro mam wolne, to po co sobotnie porządki zostawiać na sobotę mogę zrobić je dzisiaj ;) i tak w 2 godzinki umyłam okna, wypucowałam kuchnię, łazienkę i pokoje :)
No, ale jak już się uporałam ze wszystkich szkoda było marnować tak piękną pogodę więc wybrałam się jeszcze na godzinny spacer :)
I normalnie pewnie bym następnie wybrała opcję książki na kanapie ;) i za chwilę to uczynię gdyż na dzisiaj wystarczy ...
... po 45 minutowym treningu na nogi, pośladki, brzuch i ręce ze spokojnym sumieniem mogę trochę poleniuchować :)
ćwiczenia
I tym sposobem (nie licząc sprzątania) spaliłam najmniej 2400 kcal :)

sobota, 2 maja 2015

III Bieg Flagi chyba ukończony z życiówką ;)

Dzisiaj wzięłam udział w III Biegu Flagi na warszawskiej Cytadeli. Bieg prowadził głównie ulicami Żoliborza, ale także przez tereny wojskowe. Już jak szłam do biura zawodów i zobaczyłam podbiegów, który był do pokonania 3 razy zostawiłam się jak sensownie rozłożyć siły, żeby ostatni podbiegów zaliczyć biegnąc a nie czołgając się ;)
Wszystko wskazywało na to, że może to być całkiem dobry bieg, po mimo, że nie powiem lekki strach o kolano był.
Kolano dało radę, pogodą dopisała, z  jedzeniem też sobie poradziłem (zdecydowanie wolę biegać po południu niż rano ;)) więc nic tylko cieszyć się bieganie :). Biegło się na prawdę dobrze, na 9 km dostałam takiego zastrzyku energii, że nawet podbieg do mety nie był w stanie mnie powstrzymać. Ale powstrzymały mnie kocie łby... jak normalnie na ostatnich metrach włącza mi się turbo doładowanie tak tu musiałam mocno wyhamować, pierwsze dwa kroki po tej nawierzchni i modliłam się, żeby nic mi się nie stało. Ale i tak jak zobaczyłam zegar na mecie byłam z siebie dumna :)
I nie powiem tego było mi trzeba! Od razu radość wróciła, motywacja na najwyższym poziomie a endorfinami buzują :D
Było tak pięknie, że jak wyszłam z Cytadeli i zobaczyłam Wisłę nie mogłam sobie odmówić spaceru wzdłuż jej brzegu.
image



















image

image
image

piątek, 1 maja 2015

podsumowania kwietnia!

Powiem szczerze, że nie pamiętam tak mało aktywnego miesiąca. Zupełnie nie mam czym się chwalić :(
Tłumaczę sobie, że widocznie po całym poprzednim przebieganym, przećwiczonym roku, przygotowaniach przez 3 miesiące do debiutu w półmaratonie mój organizm potrzebował po prostu odpoczynku. Najlepszym na to dowodem jest usg kolana z przeciążonym czworogłowym uda i podrażnione ścięgno pod kolanem.
Dlatego z czystym sumieniem pozwoliłam sobie na te parę tygodni luzu. Po to aby organizm wrócił do formy, po to aby na nowo zatęsknić za biegowymi endorfinami i z nową mocą i siłą realizować plan "maraton" :)
A co do liczb to będzie krótko ;)
- 44,79 km przebiegnięte
- 16 km przejechane na rowerze
- 7,57 km przemaszerowane
- 6,5 godziny spędzone na ćwiczeniach wzmacniających mięśnie głębokie
W maju liczę, że z kolanem wrócę do porozumienia, szczególnie, że zajął się nim fizjoterapeuta i będę mogła podkręcić trochę tempa bo już wystarczy tego leniuchowania!
P.S najważniejsze to nie ustawać w dążeniu do celu! Nie ma co się stresować, denerwować. Jak coś nie wychodzi to spróbować jeszcze raz, ale inaczej. Pasja ma nam dawać radość a nie być źródłem frustracji! Dlatego ja spokojnie czekam aż organizm powie - Oki zregenerowany jestem i wrócę na raz obraną ścieżkę :) a teraz z nogą w górze odpoczywam i zbieram siły na jutrzejszy III Bieg Flagi :)