poniedziałek, 26 stycznia 2015

to jest to co lubię najbardziej! :)

O co chodzi? Oczywiście o efekty w pracy nad sobą! :) 

Tak, tak są efekty w postaci -1,9 kg w tydzień! 
W sumie schudłam już 19,9 kg!!! I tak sobie dzisiaj przy ważeniu w poradni uświadomiłam, że tyle to ja w liceum ważyłam ;) ...hehe czyli ładnych parę lat temu ;)

I muszę powiedzieć - jestem z siebie mega dumna! A co, nie wolno mi? ;)  

Jeszcze tylko 3-4 kg i powinnam dojść do prawidłowego poziomu tkanki tłuszczowej, co też jest głównym celem na ten moment. Bo powiem szczerze efekt wizualny mi się już podoba i to bardzo :)
Ale teraz to już dla zdrowotności to robię! 
Już teraz mogę powiedzieć, że te 20 kg robi ogromną różnicę dla organizmu. 
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że te "parę" dodatkowych kilogramów może aż tak obciążać. Nie mówię tylko o stawach i o szybkim męczeniu się przy byle wysiłku. Tylko o zdrowie, o odporność, o wyniki badań. 
A z plusów schudnięcia jakie mam z  własnych obserwacji mogę jeszcze dodać, że zrzucenie tych kilogramów spowodowała, że poprawiłam swoje wyniki na 5 i 10 km gdzieś średnio o 12 minut. Może to nie wiele, ale jak na biegacza z moim stażem i zaawansowaniem uważam, że wynik jest niezły :).
Kolejnym plusem (to dla tych co się borykają z astmą) jest to, że ataki łapią rzadziej i ogólnie lżej się oddycha. 
A dla tych co mają problemy z tarczycą również polecam przyjrzenie się temu co się je. U mnie zwiększenie ilości zjadanych ryb w tygodniu już spowodowało, że wyniki TSH się poprawiły.

I jak tak sobie człowiek w głowie uzmysłowi te plusy z dbania o to co i ile się je, że ma się zapał do dalszej pracy! :) 

Aaa a ja co by sobie ułatwić dalszą pracę nad zmianą nawyków żywieniowych już na stałe, poszłam za ciosem i zapisałam się na kurs żywienia! :) i jutro zaczynam!

niedziela, 25 stycznia 2015

czas na podsumowanie 3 tygodnia :)

Muszę stwierdzić, że z każdym tygodniem idzie mi coraz lepiej! Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że plan na trzeci tydzień został zrealizowany w 99,9% :D


I tak w poniedziałek pełna zapału na nowy tydzień stwierdziłam, że czas zadbać o mięśnie brzucha i grzbietu i zrobiłam trening z serii Insanity Workout - Insane ABS. Niby to tylko 35 minut, ale uwierzcie mi, można nieźle się zmęczyć ;)

W środę oprócz 6 km spokojnego biegu zrobiłam 3 km spaceru, a po bieganiu było 25 minut porządnego rozciągania razem z Shaun T (Focus T25 - Stretch)

W czwartek przebiegłam 8 km - najpierw 4 km spokojnego biegu, później 10 minut szybkiego i na koniec 2 km spokojnie. Muszę przyznać, że poczułam ten trening w nogach mimo tylko 8 km.

I ostatni trening z zaplanowanych w tym tygodniu był dzisiaj - spokojne 12 km zrobione! :) a po nich 15 minut rozciągania.

Jestem z siebie dumna, bo pogoda nie sprzyjająca a do tego biegacz astmatyk ma jeszcze gorzej ;)
I nie powiem, astma przy takiej pogodzie dała mi popalić, dzisiaj musiałam dwa razy użyć inhalatora podczas biegu, ale liczę, że lada dzień i do tej wilgotności moje oskrzela się przyzwyczają i już będzie dobrze :)


sobota, 24 stycznia 2015

co mnie motywuje do działania?

Tak ostatnio siedzę i myślę co sprawia, że 3 razy w tygodniu, a czasami nawet 4 podrywam cztery litery z kanapy i idę pobiegać, poćwiczyć, pojeździć na rowerze? Skąd brać motywację do tego, żeby wyjść w śnieg, deszcz czy w upał i się spocić?

I tak z biegiem czasu i stopniem zafiksowania się na sporcie motywację czerpię z kilku rzeczy.
Na początku mojej przygody z bieganiem motywowała mnie chęć przebiegnięcia 5 km, bez efektu wyplucia płuc na mecie ;) jak już wspominałam z przyjaciółką zapisałyśmy się na bieg Samsung Irena Women's Run, więc wstyd by było później nie pokonać tego dystansu.
Po paru miesiącach biegania i już raczej spokojnym pokonywaniu owych 5 km w głowie zakiełkowała myśl - to może teraz 10 km? Znowu zapisałam się na bieg, coby mieć "bat" nad głową i regularnie ćwiczyć! I nie powiem ten system cały czas działa :) wynajduję sobie kolejne fajne biegi, opłacam pakiety i już wtedy wiem, że nie przyjdzie moment zniechęcenia.

Kolejnym czynnikiem motywującym była oczywiście chęć schudnięcia! Nie powiem, przez swoje własne zaniedbanie, nie zwracanie uwagi na to co jem, zjadanie raczej więcej fast foodów niż zdrowej żywności i raczej nie przemęczanie się biegając, doprowadziłam się do stanu kiedy pójście na zakupy do normalnego sklepu było frustrujące. Dlatego, bo rozmiarówka najczęściej kończyła się na 42, no góra 44 a już w rozmiarze 46 nic fajnego nie było! Nie raz wracałam ze sklepu z płaczem, bo tu jakaś okazja (czyjś ślub, komunia, chrzciny) a nic w czym bym nie wyglądała jak w pokutnym worku dostać nie mogłam. I tak któregoś dnia dojrzałam do decyzji - biorę się za siebie! Zwiększyłam liczbę km, znalazłam ćwiczenia gdzie po 40 minutach byłam cała mokra od potu, zaczęłam jeść regularnie i więcej przykładałam uwagi do tego co jem. A, że uparta jestem to jak sobie coś postanowiłam to do tego dążyłam.

Na początku efektów odchudzania nie było. Kolejne tygodnie biegania, ćwiczenia i "diety" i nic! Jak to ja zaczęłam szukać rozwiązania, bo nie lubię siedzieć i się użalać nad sobą czekając na cud! Nie wiele myśląc zapisałam się do dietetyka. Jednym z założeń mojego planu odchudzania jest aktywność fizyczna minimum 3 razy w tygodniu po 30 minut. Oczywiście to obok uczenia się prawidłowego żywienia, które w moim przypadku miało największy w pływ na to, żeby waga się ruszyła. I uwierzcie mi zrzucenie 18 kg zbędnego balastu może nieźle zmotywować do dalszej pracy nad sobą!

Co jeszcze mnie motywuje? To, że im bardziej wsiąkam w ten sport, zaczęłam się co raz bardziej otaczać ludźmi aktywnymi fizycznie. A to jakiś kolejny znajomy biegający, albo jeżdżący na rowerze. A to ktoś nowy z kim się fajnie rozmawia na forach biegowych i nie tylko. Co chwilę odkrywam, że jest nas co raz więcej! :)

A ostatnio kolejną dawkę poweru dostałam od ludzi, którzy za sprawą tego, że widzą jak schudłam, biegam i świetnie się czuję, także zaczęli coś ze sobą robić! Nie ma lepszego sposobu na motywację niż wiedza, że to Ty kogoś motywujesz do działania! Dzięki nim postawiłam sobie kolejne wyzwanie - półmaraton. Oczywiście na ten moment najważniejsze jest utrzymanie efektu jaki osiągnęłam ciężką pracą!

I codziennie rano jak patrze na siebie w lustrze mówię sobie - super dziewczyno, byle tak dalej!

poniedziałek, 19 stycznia 2015

podsumowanie drugiego tygodnia treningów!

Niestety znowu nie udało mi się w pełni wykonać planu :( ale cały czas dzielnie walczę i próbuję tak wszystko zorganizować, żeby pogodzić sport z życiem zawodowym oraz innymi przyjemnościami ;) bo przecież nie samym bieganiem człowiek żyje.... choć ja w ubiegłym tygodniu tylko na bieganiu się skupiłam i już zapału do ćwiczeń mi nie zostało.

No ale po kolei jak to wyglądało!


Na wtorek było zaplanowane 6 km + ćwiczenia. I tu już pierwsza obsuwa - przebiegłam jedynie 5 km na biegu On The Run PGE, który to odbywał się w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Dodam, że odbywał się wieczorem (godz. 20:30) więc za czym dotarłam do domu była godzina 22 i mowy już o ćwiczeniach nie było.

Czwartek - plan zakładał 8 km spokojnego biegu plus sprawność. I znowu nie w pełni zrealizowałam zadanie, bo tylko przebiegłam zaplanowane 8 km

Niedziela - w planie było 14 km spokojnego biegu. Niestety trochę go musiałam zmodyfikować, gdyż rano brałam udział w X Biegu o Puchar Bielan na 5 km a wieczorem wyszłam na spokojne, ale 12 km. Łącznie niby zrobiłam więcej ;) bo aż 17 km! Tak, tak wiem to nie to samo co ciągiem przebiec 14 km. Nie powiem dzisiaj czuję te 17 km więc uznam, że trochę jednak się liczy ;)

Na nadchodzący tydzień mam solidne postanowienie zrealizować go od deski do deski!
W przyszły poniedziałek zobaczymy co z tego wyszło ;)


niedziela, 18 stycznia 2015

Kurczak curry z warzywami i komosą

Jak człowiek chce mieć siłę biegać to musi coś jeść!
Ja dzisiaj wyczarowałam na obiad kurczaka curry z warzywami i komosą.
Nie skromnie powiem, że wyszło pycha! :)
Przygotowanie obiadu zajęło mi 25 minut plus godzina na zamarynowanie kurczaka.


Składniki na obiad dla 2-3 osób:
1 duża pierś z kurczaka
1 mieszanka warzyw na patelnię
1 szklanka komosy + 1 i 2/3 szklanki wody + pół łyżeczki masła
Curry, kurkuma, papryka ostra i słodka,  sól i pieprz
2 łyżki oleju
1/3 szklanki wody

Pierś z kurczaka kroimy na małe kawałeczki, dodajemy przyprawy i 1 łyżkę oleju, mieszamy w misce wszystko i zostawiamy na godzinę w lodówce. 
Gdy kurczak już się zamarynuje przechodzimy do gotowania.
Do garnka wsypujemy 1 szklankę komosy, zalewamy 1 i 2/3 szklanki wody, odrobinę solimy, dodajemy pół łyżeczki masła i gotujemy pod przykryciem 20 minut.
Na rozgrzanej patelni już bez dodatku tłuszczu smażymy kurczaka przez 7-8 minut. Ściągamy go z patelni chwilowo na talerz.  Na tej samej patelni bez mycia rozgrzewamy 1 łyżkę oleju i wrzucamy warzywa i dodajemy 1/3 szklanki wody. Dusimy pod przykryciem 8 minut co jakiś czas mieszając. Kiedy warzywa będą już praktycznie gotowe dodajemy kurczaka i jeszcze chwilę razem dusimy.
Na talerz wykładamy komosę na to kurczaka z warzywami i gotowe!
Smacznego! :)

X Bieg o Puchar Bielan ... i byłby pierwszy w trampkach

Dlaczego w trampkach? A już mówię tylko zacznę od początku! 

Nie samym bieganiem człowiek żyje, wiec wczoraj był czas dla przyjaciół, a że miłe towarzystwo to i człowiek nie zauważył upływającego czasu i za nim się spostrzegł było już ładnie po północy, kiedy dotarłam do domu. Sen pewnie przyszedł gdzieś koło pierwszej, a budzik na 7:30 ustawiony, bo dzisiaj o godzinie 10 na Bielanach odbywał się X Bieg o Puchar Bielan! 

Rano wstałem, zjadłam śniadanie, zabrałam czapkę, komin, rękawiczki i całą masę innych rzeczy i poleciałam do samochodu. Patrzę na zegarek jest 8:30 więc myślę sobie spokojnie w 40 minut dojadę i będę miała chwilę na rozpoznanie i rozgrzewkę. I pojechałam ...
Jestem już jakieś 15 minut drogi od domu i nagle dostaję olśnienia - nie wzięłam butów! W ramach wyjaśnienia na bosaka nie jechałam ;) tylko w trampkach, bo wyjątkowo nie lubię prowadzić w biegowych butach! Tak więc na najbliższych światłach nawrotka, do domu po buty i z powrotem w trasę na Bielany i tym razem już była godzina 9 i musiałam się mocno nagimnastykować co by zdążyć i mandatów nie dostać ;) aleee udało się. 


A co do samego biegu - atmosfera mimo jedynych 3 stopni na plusie gorąca :) kibice na trasie zagrzewali do walki i nie powiem na ostatnim kilometrze się przydało, bo w ogólnym porannym zamieszaniu i zagadaniu się na starcie ze znajomym zapomniałam zażyć inhalacji (o astmie pisałam tutaj) więc atak mały był i było lekkie zawahanie czy dam radę zmusić swoje oskrzela do jeszcze odrobiny wysiłku.  Na mecie medale, folia termiczna, gorąca kawa, herbata i grochówka! :) było super!  A i czas ładny, bo po raz kolejny zeszłam poniżej 30 minut :)

Ciekawe jak poszło tym co biegli w XXXII Biegu Chomiczówki, który to zaczynał się o godzinie 11 i był to bieg na 15 km. Nie powiem chciałam w nim biec, ale nie załapałam się na pakiet i tak teraz myślę, że może i dobrze, bo dzisiaj forma coś nie ta. I powiem szczerze - nie lubię biegać pętli :( 
Nawet jak wychodzę z domu wieczorem pobiegać to tak sobie wyznaczam w głowie trasę, żeby było jak najbardziej prostu! Jakoś moja głowa wtedy lepiej znosi wysiłek fizyczny ;) i mogę tak biec i biec ...

środa, 14 stycznia 2015

pierwsze styczniowe starty za mną :)

Nowy rok zaczęłam od bardzo fajnych biegów!


Pierwszy to "9 bieg Policz się z Cukrzycą" w ramach 23 Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Muszę powiedzieć, że dawno nie brałam udziału w tak pozytywnym biegu! Pomarańczowa chmara uśmiechniętych ludzi na chwilę zablokowała Centrum Warszawy :) było na prawdę super! Mimo, że pogoda wyjątkowo nie dopisała ... tak wiem przecież to pierwszy tydzień stycznia czego się spodziewałam? A no spodziewałam się lekkiego przymrozku, śniegu i pięknego słońca do tego! A była wichura, momentami grad i zamarzająca mżawka. Nie przeszkodziło to jednak zapaleńcom aby przebiec ulicami miasta 5 km i dorzucić swoją cegiełkę dla fundacji :)
A do tego udało mi się poznać fajnych ludzi, zakręconych na punkcie biegania tak jak i ja! :)
Aaa i co najważniejsze i o czym już bym zapomniała napisać - pobiłam swoją życiówkę na 5 km! :D ... hehe pewnie to dlatego, że tak zimno było i chciałam jak najszybciej skończyć i pójść gdzieś na ciepłą herbatę ;)

A drugi bieg to "On The Run PGE" który odbył się wczoraj w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Kolejny mega fajny bieg. Sceneria taka, że nic tylko podziwiać i co chwilę się zatrzymywać bo jakieś fajne ujęcie człowiek zobaczył, albo po prostu miał popodziwiać iluminacje :) do tego również bieg charytatywny! Nie dość, że masz frajdę, bo biegasz wtedy kiedy lubisz (wieczór to zdecydowanie dla mnie najlepsza pora na bieganie ;)), w pięknie oświetlonym parku, w śród ludzi którzy podzielają Twoją pasję to jeszcze możesz pomóc innym! A co najlepsze - ma to być cykl biegów więc ja już czekam na zapisy na kolejne biegi! I zapraszam wszystkich biegających mieszkańców Warszawy  i okolic do przyłączenia się do zabawy :)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

24 tydzień diety za mną :)

I znowu są efekty! To lubię :)

Co prawda nie udało mi się do końca odrobić tego co przytyłam przez sylwestra ;) ale sam już powrót do normalnego trybu sprawił, że udało mi się przez tydzień zrzucić 1,3 kg! (więc zabrakło jedynie 0,2kg ;))

Co sprawiło, że udało się zrzucić te pare deko?
Na pewno więcej ruchu! W zeszłym tygodniu przebiegłam 26,5 km do tego 3 km spaceru i 30 minut ćwiczeń. Nie wiele jak na moje możliwości, ale nie chciałam organizmowi fundować szoku po takim lenistwie ;)

A co jadłam?

Poniedziałek:
jak patrzę na dzienniczek to był to dzień strączkowy ;) jak nie ciasto z fasoli na II śniadanie to znowu kotleciki z cieciorki na obiad. Do tego oczywiście warzywa, na śniadanie koktajl na mleku sojowym a na kolację na kefirze. Oczywiście kawa! Herbata czerwona, zielona i prawie 3 litry wody

Wtorek:
dzień rybny! Sardynki z pomidorem na przekąskę a na obiad sałatka z tuńczyka, kaszy jęczmiennej, groszku, czerwonej fasoli, ogórka kiszonego z odrobiną oleju lnianego z przyprawami. Kawa, herbata i woda obowiązkowo!

Środa:
Na pierwszą przekąskę nie duże kawałeczki śledzia z ogórkiem kiszonym. Obiad był w postaci duszonego kurczaka w pomidorach na pikantnie z surówką z kapusty kiszonej. A wieczorkiem zupa jarzynowa z czerwoną fasolką.

Czwartek:
Znowu dzień bardziej strączkowy, bo na obiad pierogi z soczewicą i twarogiem, na drugą przekąskę to samo co dzień wcześniej czyli zupa z dodatkiem czerwonej fasoli i udało się przemycić sardynki na pierwszą przekąskę.

Piątek:
Jadłospis po za śniadaniem w postaci koktajlu na mleku sojowym był oparty na białku zwierzęcym. I tak na I przekąskę 1,5 jajka z pomidorem, na obiad filet z piersi z kurczaka z kaszą gryczaną i surówką z białej kapusty, z marchewką i ogórkiem z sosem jogurtowym. Na II przekąskę krem z dyni z połową kulki mozzarelli light a na kolację jak codziennie w tym tygodniu koktajl na kefirze.

Sobota:
Mocno mieszana, bo i migdały były na przekąskę i omlet na obiad oraz miejsce na krem z dyni z mozzarellą też się znalazło.

Niedziela:
Naleśniki z duszonymi jabłkami, filet z kurczaka z surówką z kiszonej kapusty i ryżem oraz krem z pora z cieciorką. Trochę zamieszania było w tym dniu z jedzeniem, bo trening 12 km podzieliłam na dwie części i więc po pierwszym biegu zjadłam obiad w postaci kurczaka a po drugiej części dopiero koktajl z odżywką białkową. Ale wszystko się udało!

Poniedziałek:
Na I przekąskę sardynki i pomidor, na obiad sałatka grecka z fetą i dodatkowo fasolką czerwoną, a na II przekąskę kotleciki z cieciorki z kaszą durum i surówką z kapusty pekińskiej z pomidorem, ogórkiem i papryką

Każdego dnia wypijam 2,5-3 litry wody, 1-2 czarne kawy, 2-3 czerwone herbaty oraz na śniadanie koktajl na mleku sojowym a na kolację koktajl na kefirze lub jogurcie, czasami też na mleku sojowym.

A co zaplanowane na ten tydzień?
Codziennie ryby (sardynki, śledź, łosoś, pstrąg, dorsz - do wyboru do koloru)
Olej lniany co drugi dzień po łyżeczce
I strączki przynajmniej 5 razy w tygodniu

Zobaczymy jaki będzie efekt za tydzień! :D

P.S. Pani dietetyk mówi, że jeszcze tydzień, dwa i jak tak dalej dobrze pójdzie to przejdziemy do etapu stabilizacji :)

niedziela, 11 stycznia 2015

1 tydzień treningów za mną! :)

Ale ten czas leci ;) jeszcze tylko zostało mi 33 treningi do debiutu w maratonie ... hehe ;)

Muszę przyznać, że prawie mi się udało zrealizować wszystko co było w planie ... mówię prawie gdyż niby dzisiaj realizowałam bieg na 12 km, ale zrobiłam go w dwóch turach ... tak wiem takie się nie liczy!
No ale od początku!

Dzień 1 - w planie było 6 km spokojnego biegu + ćwiczenia


W ramach ćwiczeń zrobiłam trening Focus T25 - Total Body Circuit. Trening trwa 30 minut i zawiera takie ćwiczenia jak przysiady, pompki, wykroki, deska. Niby tylko 30 minut ale można się zmęczyć i poczuć pracę mięśni ... już Shaun T o to zadba! A tak w ogóle to polecam ćwiczenia z tym człowiekiem z tego co wiem zrobił serie właśnie T25, Hip Hop Abs, Insanity Workout i teraz dostępne jest Insanity 30. Tego ostatniego nie znam, ale trzeba będzie zobaczyć co to :)

Dzień 2 - w planie było 8 km spokojnego biegu

 Dzień 3 - w planie było 12 km spokojnego biegu


No i tu jak widać trening podzieliłam na 2 :( najpierw 5 km biegu WOŚP - Policz się z Cukrzycą,
a jak wróciłam do domu przebrałam się w ciepłe suche ciuchy i wyszłam na kolejne 7 km ;)

Następny tydzień mam nadzieję, że lepiej będzie!

czwartek, 8 stycznia 2015

biegający astmatyk zimą - czyli jak sobie radzić z atakami :)

Właśnie wróciłam z biegania
Niby temperatura nie najgorsza bo +1
Niby kilometrów nie dużo, bo tylko 8
Niby spokojne, równe tempo bo 7,09 min/km
A jednak astma dała o sobie znać i  jak to ja oczywiście nie wzięłam ze sobą ventolinku i 2 małe ataki mnie dopadły ;) więc jak tylko wpadłam do domu zażyłam inhalator i od razu lepiej...

I tak mnie naszło, żeby się podzielić z Wami jak normalnie sobie radzę z atakami astmy biegając szczególnie teraz zimą :) (dzisiejsze moje ataki proszę wziąć za przestrogę!)

1. jeśli bierzesz leki - bierz je naprawdę regularnie, bo zima nie sprzyja nam astmatykom ;)
2. jeśli stosujesz ventolin bądź inny inhalator "szybkiego reagowania" zażyj go na 10-15 minut przed wyjściem na trening
3. w domu zrób sobie lekką rozgrzewkę aby oskrzela wiedziały, że coś się szykuje
4. weź ze sobą szalik, komin, chustę - cokolwiek czym będziesz mógł/a zasłonić sobie usta (im cieplejsze powietrze będziesz wdychać tym lepiej dla twoich oskrzeli) :)
5. zacznij od szybszego marszu i stopniowo zwiększaj tempo przez trucht do dowolnej prędkości jaką normalnie osiągasz na treningach
6. zjedz naprawdę lekki posiłek na 1-1,5h przed treningiem - czemu tak? bo jeśli pełny żołądek będzie podnosił Ci przeponę która będzie naciskała na płuca spotęguje to dyskomfort z oddychaniem. Zdrowy źle się czuje biegając z przeciążonym żołądkiem a co dopiero astmatyk ;)
7. oczywiście zabieraj ze sobą inhalator na trening!

I do dzieła - zimą też da się biegać z astmą!

P.S. gdy tylko stosuję wyżej podane porady cieszę się spokojnym biegiem za każdym razem :)

roślinne ciasta ... czyli inny sposób na cieciorkę i fasolę ;)

Jak już wcześniej pisałam tutaj uwielbiam różnego rodzaju ciasta i ciasteczka!
A ponieważ od pół roku jestem pod opieka dietetyka to trochę głupio by było objadać się słodyczami ;) więc znalazłam sposób na połączenie i ciast i odchudzania.
W jaki sposób? Do pieczenia za miast białego cukru używam ksylitolu lub miodu, za miast mąki używam fasoli lub cieciorki. Tak, tak fasoli :)

Pomysł na ciasto z fasoli podsunęła mi koleżanka z pracy opowiadając jakie to dobre jadła u znajomych. Nie wiele myśląc zaczęłam szukać przepisów, próbować i dopracowywać tak aby pasowały mi :)

I tak o to wyczarowałam babeczki z cieciorki z nutą cynamonu i czekoladowe ciasto z fasoli!
Zdjęcia słodkości można zobaczyć tutaj :)

Babeczki z cieciorki (12 szt)

Składniki:
- puszka ciecierzycy
- 1 dojrzały banan
- 3 jaja kurze
- mąka kukurydziana lub otręby żytnie (3 łyżki)
- miód lub ksylitol (1-2 łyżki)
- cynamon (1 łyżeczka)
- proszek do pieczenia (2 łyżeczki)

Sposób przygotowania:

Ciecierzycę odsączyć z zalewy, a następnie zmiksować z bananem, jajkami, mąką, cynamonem, miodem i proszkiem do pieczenia. Masę przełożyć do sylikonowych foremek. Piec około 20- 25 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.

Jeśli chcę zrobić więcej babeczek to zwiększam ilość cieciorki do 2 puszek i biorę 2 banany do tego 4 jajka i 2 spore łyżki miodu. 

Czekoladowe ciasto z fasoli

Składniki:
-  2 puszki czerwonej fasoli
- 2 łyżki miodu
- 2 dojrzałe banany
- garść suszonej żurawiny
- 4 jajka
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 1 łyżka oleju rzepakowego lub Carotino
- 4 łyżki odtłuszczonego kakao

Sposób przyrządzania:
Fasolę odsączamy z zalewy i dokładnie przepłukujemy. Miksujemy z 4 jajkami i bananami (masa nie musi być gładka). Następnie dodajemy resztę składników i mieszamy. Powstałą masę przekładamy do niewielkiej formy keksowej (wysmarowanej delikatnie olejem i oprószonej bułką tartą lub mąką). Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i pieczemy 40-50 minut.

 Smacznego! :)

środa, 7 stycznia 2015

po wizycie u dietetyka ...

Ehh siedzący tryb życia mi nie służy ;)
Jak przez święta udało mi się zrzucić 1,7 kg tak w tydzień około Sylwestrowy wróciło 1,5 kg :(
Wiem gdzie był błąd oczywiście i mam nadzieję, że już ten tydzień będzie znowu na spadku!

A więc tak - gdzie popełniłam błąd?

po pierwsze - w Sylwestra pozwoliłam sobie na % (nie pamiętam kiedy poprzednim razem piłam alkohol więc podziałało na mnie jak podziałało ;))

po drugie - nagłe przestawienie organizmu na tryb kanapowca (22 km w nogach przez tydzień spawy nie poprawiły)

po trzecie - rozregulowanie posiłków - jak normalnie zjadam 5 posiłków co 3-3,5 godziny tak w tamtym tygodniu potrafiłam zjeść 3 posiłki jak dobrze poszło to co 4 godziny

no i efekt był od razu zauważalny na wadze!

A już było tak pięknie ;) byłam jedyną podopieczną pani dietetyk, która przez święta schudła a tu po kolejnych 7 dniach taki wynik!

Dzisiaj wróciłam już do pracy więc i mimo wszystko więcej ruchu jest, bo do metra trzeba dojść, do pracy od przystanku, w pracy też człowiek całe 8 godzin nie siedzi przyklejony do krzesła. I co najważniejsze regularne posiłki wróciły! Liczę więc na lepszy efekt na następnej wizycie :)

Bo nie powiem od lutego chciałabym zacząć już wychodzić z diety i przejść na stabilizację. Chciałabym już wiedzieć, że pół roku ciężkiej pracy z przestawianiem się na zdrowy styl żywienia przyniesie efekt w postaci stałej wagi, prawidłowej wagi!

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Jaki mam plan? :)

Przede mną kilkanaście tygodni ściśle zaplanowanych treningów - muszę powiedzieć, że dla mnie to trochę nowość ;)
Doszłam jednak do wniosku, że im bardziej się stresuję, tym lepiej będzie jeśli wszystko porządnie zaplanuję. Tydzień po tygodniu będę realizowała plan aby mieć pewność a raczej spokój ducha, że się dobrze przygotowałam ;)
Wychodzi tu trochę moja natura - lubię mieć wszystko zaplanowane i zapięte na ostatni guzik, w bieganiu też!

I tak o to od jutra zamierzam realizować następujący plan treningowy:

Na 12 tygodni do startu:

Tydzień 1 (05.01.2015-11.01.2015)
wtorek  - 6 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek  - 8 km spokojnego biegu + sprawność
sobota/niedziela - 12 km spokojnego biegu
Tu mam mały problem bo 11 stycznia biorę udział w 9 Biegu Policz się z Cukrzycą na 5 km, ale jakoś sobie z tym poradzę ;)

Tydzień 2 (12.01.2015 - 18.01.2015)
wtorek - 6 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek - 8 km spokojnego biegu + sprawność
sobota/niedziela - 14 km spokojnego biegu

No i czeka mnie kolejna modyfikacja bo we wtorek biorę udział w On The Run na 5 km, a w niedzielę w Biegu o Puchar Bielan też na 5 km

Tydzień 3 (19.01.2015 - 25.01.2015)
wtorek - 6 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek - 4 km spokojnego biegu + 10 minut szybkiego biegu + 2 km spokojnego biegu
sobota/niedziela - 12 km spokojnego biegu

Tydzień 4 (26.01.2015 - 01.02.2015)
wtorek - 6 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek - 5 km spokojnego biegu + 15 minut szybkiego biegu + 2 km spokojnego biegu
sobota/niedziela - 15 km spokojnego biegu plus sprawność

W planach jest 9 km w Biegu Wedla, który odbędzie się w sobotę ;)

Tydzień 5 (02.02.2015 - 08.02.2015)
wtorek - 6 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek - 5 km spokojnego biegu + 2 x 10 minut szybkiego biegu, z przerwą 6 min. między odcinkami + 2 km spokojnego biegu
sobota/niedziela - 15 km spokojnego biegu + sprawność

Tydzień 6 (09.02.2015 - 15.02.2015)
wtorek - 8 km spokojnego biegu + ćw. siłowe
czwartek - 5 km spokojnego biegu + 2 x 15 min. szybkiego biegu, z przerwą 6 min. między odcinkami + 2 km spokojnego biegu
soboto/niedziela - 16 km spokojnego biegu + sprawność

W niedzielę 15.02.2015 mam zaplanowane 5 km w Grand Prix Warszawa City Trial, ale coś wymyślę ;)

I to by był półmetek mojego planu :)

niedziela, 4 stycznia 2015

Przygotowania do półmaratonu


Czas zacząć pracować nad formą jeśli chcę pod koniec marca wziąć udział w 10 PZU Półmaratonie Warszawskim!

Dzisiaj zrobiłam drugi trening 15 km, choć km i czas nie odzwierciedlają ile wysiłku mnie ten trening kosztował ;)













Po pierwsze - biegłam ciągle pod wiatr - nie wiem jak ja to robię ale w którą ulicę bym nie skręciła, zmieniła kierunek biegu - całą trasę przebiegłam pod wiatr!

Po drugie - dzisiaj wyjątkowo mało zjadłam - jutro dostanę kolejną reprymendę od pani dietetyk ;)

Po trzecie - astma dzisiaj trochę dokuczała a ja oczywiście nie wzięłam ze sobą inhalatora ;)

aleeee cieszę, że założone w głowie kilometry pokonałam!

Do tego wszystkiego powoli zaczyna we mnie rosnąć wiara, że się uda! A to moim zdaniem najważniejsze :)

Teraz tylko spokojnie iść zgodnie z planem i nie przeginać! Mam 12 tygodni na to, żeby forma była jak trzeba :)

A tak w ogóle to trzymam kciuki za wszystkich, którzy tak jak ja planują debiutować na tym jubileuszowym półmaratonie!

kuchnia indyjska

Jednym słowem - UWIELBIAM!!!

Mogłabym jeść ją codziennie :) oczywiście nie wszystko, ale mam parę ulubionych dań. Jedne mniej drugie bardziej dietetyczne ;) 

Co najbardziej lubię w kuchni indyjskiej? Bogactwo przypraw i smaków, jest dla mnie inspiracją do wykorzystywania takich produktów jak soczewica, cieciorka, mleczko kokosowe, imbir, curry, kurkuma, chili czy po prostu kurczaka. 

Z potraw które mogłabym polecić to:

Kitchuri - czyli ryż z zieloną soczewicą i pomidorami



Kurczak z ziemniakami i fasolką szparagową


Jest jeszcze masala chana czyli cieciorka w sosie pomidorowo-cebulowym  i moje ulubione danie ostatnimi czasy chicken korma - kurczak w sosie migdałowo-orzechowym.

Teraz na te zimne dni poleciłabym też zupę z czerwonej soczewicy z pomidorami i chili, do której można dodać kawałki kurczaka lub w mało indyjskiej formie - jajko ugotowane na twardo.
Jeśli ma to być jednodaniowy obiad to dorzucam jeszcze komosę ryżową, która jak dla mnie idealnie pasuje do tej zupy.




sobota, 3 stycznia 2015

Półmaraton Warszawski - 29 marzec 2015

Powoli oswajam się z myślą,  że porwalam się na 21,0975 km!  Tak, tak skoro chcę za jakiś czas przebiec maraton kiedyś trzeba się zdecydować na połówkę ;) ... no i zapisałam się na Półmaraton Warszawski!  Od wtorku wprowadzam plan który ma mnie przygotować do tego dystanu.
Nie powiem lekko nogi mi się trzęsą na samą myśl! Tyle kilometrów!  Ale nadal mam w pamięci jak balam się dystansu 5 km,  10 km ... i jak to ktoś kiedyś powiedział "nie poddawaj się, to co dzisiaj jest dla Ciebie trudne z czasem będzie tylko rozgrzewką" ... i tego się trzymam :)
W zeszłym tygodniu w ramach spalania po świątecznych kalorii przebiegłam 15,5 km w oszałamiającym czasie 01:56 ;) ale nie czas jest tu ważny.  Przekonuje się,  że jeśli solidnie się przygotuję mam szansę pokonać ten dystans!
Przede mną 12 tygodni przygotowań!  :)

ciasta, ciasteczka

Moja przygoda z odchudzaniem zainspirowała mnie do pieczenia ciast! :)

Od zawsze uwielbiałam słodycze w każdej postaci. Ciasta, ciasteczka, batoniki, desery - jednym słowem wszystko!
I pewnie ta moja skłonność do słodkości doprowadziła, do tego, że musiałam zacząć się odchudzać ;)
Aleee to właśnie pani dietetyk podsunęła mi pomysł na ciasto z fasoli!
Pierwsze wyszło wizualnie mniaaaam ale było hmm niezjadliwe ;)

Jak to ja się tak łatwo nie poddaję, więc zaczęłam szukać przepisów, eksperymentować, poprawiać i udoskonalać i mam parę takich przepisów!
Dzieciaki uwielbiają moje babeczki z cieciorki o mocno cynamonowym smaku, ciasto z fasoli zrobiło w pracy taka furorę, że wszystkie koleżanki teraz pieką takie samo.
A ja gdy mam ochotę na coś słodkiego bezkarnie zjadam krucha babeczkę z cieciorki z masą serową i owocami  :)
muffinki z cieciorki mocno cynamonowe
ciasto z fasoli z polewą z gorzkiej czekolady

Na wigilię w tym roku ciasto z fasoli doprawiłam przyprawą do piernika a babeczki z cieciorki w wersji kruchej wypełniłam masą makową z odrobiną budyniu i pomarańczą! 
Do tego browne z kaszy jaglanej mocno czekoladowe, kule śnieżne z mąki orkiszowej i migdałów ...




odchudzanie z COiO

...no i znalazłam rozwiązanie!

Jak to już ze mną bywa "przyciągnęłam" i tym razem rozwiązanie problemu mojej niezmieniającej się wagi :)

Któregoś pięknego dnia wychodząc ze sklepu natknęłam się na stoisko przychodni dietetycznej gdzie można było za darmo zmierzyć poziom tłuszczu i umówić się na konsultację z dietetykiem. Nie wiele myśląc (a raczej myśląc intensywnie, że o to pani spadła mi z nieba, bo się wybrać do dietetyka nie mogłam) poddałam się badaniu! Wynik był czego można było się spodziewać delikatnie rzecz ujmując - przerażający. Wiedziałam już - odwrotu nie ma - i umówiłam się na spotkanie z dietetykiem celem ustalenia planu działania.

Pod koniec czerwca 2014 spotkałam się z przemiłą panią dietetyk, omówiłyśmy wszystko - nie powiem czułam się jak na spowiedzi ;) ale wiedziałam, że tak trzeba. Opowiedziałam dokładnie co jem, w jakich porach, ile ćwiczę, biegam itp. Pełna nadziei umówiłam się na kolejną wizytę na której miałam dostać już ułożoną dietę specjalnie pod moją osobę. A nie powiem okazałam się całkiem ciekawym przypadkiem ;) bo nie dość, że z niedoczynnością tarczycy, astmą (która czasami utrudniała aktywność fizyczną) to jeszcze przy tak dużej aktywności fizycznej mój organizm miał tendencję do zjadania mięśni ;)

I tak o to 10 lipca rozpoczęłam przygodę z odchudzaniem pod okiem specjalisty!

Na ten moment mogę powiedzieć tyle - przez pół roku schudłam ponad 18 kg, czuję się świetnie, wyniki tarczycy się diametralnie poprawiły, lekki na astmę odstawiłam ... i co najważniejsze w głowie zaświtał pomysł na ... maraton!

Aleee to nie te raz nie w tym momencie :)

próba siły z Shaun T

Mając cały czas w pamięci kontuzję postanowiłam trochę popracować nad mięśniami, no i w konsekwencji trochę zgubić zbędnych kilogramów coby biegało się lepiej.
Kiedyś próbowałam uczęszczać na zajęcia fitness ale to zupełnie nie dla mnie ... wytrwałam aż 3 miesiące i dałam za wygraną. Niby forma rosła ale cały czas miałam wrażenie, że za bardzo odstaję od grupy zapalonych uczestniczek zajęć ;)
Więc co tu zrobić, żeby jednak trochę wzmocnić tą moją masę mięśniową?
I jak już to było z początkiem biegania i tu z pomocą przyszła mi moja przyjaciółka! Mąż jej przyniósł któregoś dnia do domu płytę z programem ćwiczeń Insanity Workout - 61 dni na prawdę intensywnego wysiłku. Ćwiczyłyśmy 6 razy w tygodniu po około 35-45 minut przez pierwszy miesiąc - niby to była ta lżejsza część ćwiczeń! Ale ja za każdym razem odkrywałam nowe pokłady mięśni .... oczywiście w postaci zakwasów. Co dwa tygodnie robi się FIT TEST - osiem ćwiczeń, każde po 1 minucie. Niby nic, ale polega to na tym, że musisz zrobić jak najwięcej powtórzeń w ciągu tej minuty.
I muszę przyznać po każdych 2 tygodniach robiąc ten test widziałam jak moje możliwości się zwiększają! Więc nie wiele myśląc zrobiłam cały dwu miesięczny program ćwiczeń!


Nie powiem liczyłam na jeszcze jeden efekt uboczny tak intensywnych ćwiczeń - w myślach obliczałam ile schudnę przez te 2 miesiące. Jakie było moje rozczarowanie kiedy wchodząc co dwa tygodnie na wagę nie widziałam żadnej różnicy. Centymetrów też nie ubywało, jedynie frustracja rosła.

Ale ja jestem uparta bestia a do tego za wszelką cenę szukam rozwiązania problemu jakim w tym momencie stojąca na jednym poziomie waga mojego ciała!

powrót do formy!

Jest 16 grudzień 2013! Wychodzę pobiegać!

Tak właśnie - pobiegać! haha teraz bym tak tego nie nazwała, ale wtedy cieszyłam się jak małe dziecko, że nareszcie po tylu tygodniach bezczynności, bólu nogi i upieraniu się, że mimo wszystko wrócę do biegania - wychodzę!

Na początku było to jak poznawanie się z kimś obcym. Testowanie na ile mogę sobie pozwolić, delikatne wprawianie w ruch ciała, pilnie obserwując każdą reakcję organizmu. Byle nie za szybko tym razem, byle by nie bolało.
Mozolnie, krok za krokiem pracowałam nad przywróceniem sprawności swoim nogom.

Wiedziałam, gdzie wtedy popełniłam błąd - za szybkie tempo, za duży kilometraż i brak rozciągania po biegu... (jak się w międzyczasie okazało mam niedoczynność tarczycy, która to przypadłość miała także niebagatelny wpływ na stan moich ścięgien i mięśni).

Z początku były to 14 minutowe marszobiegi, z każdym tygodniem powoli wydłużałam stosunek biegu do marszu, aż mogłam powoli wrócić do ciągłego biegania.

I tak przez grudzień, styczeń i luty dreptałam powoli ucząc się na nowo swojego ciała :)

I opłaciło się to żółwie tempo we wracaniu do formy, bo już 13 kwietnia 2014 przebiegłam pierwszą w swoim życiu 10! Tempo nie było oszałamiające, bo zajęło mi to 01:18:19 ale przebiegłam! Znowu BIEGAM!






Kontuzja

Jak to ja zapalona do nowego sportu chciałam więcej i więcej. Głowa chciała przekraczać kolejne granice ale organizm się zbuntował...

27.09.2014 gdzieś przed 7 rano biegnę do autobusu, żeby nie spóźnić się do pracy i nagle czuję jakby mi łydkę rozerwało, pan kierowca zamknął mi drzwi przed nosem a ja jak ta głupia stoję i płaczę. Ludzie jakoś dziwnie się na mnie patrzyli a ja zupełnie zdezorientowana nie wiedziałam co robić... 
Stałam na przystanku i szybko w głowie analizowałam co robić dalej - próbuję rozchodzić ból, gdy robię to powoli i uważam jak stawiam nogę jakoś mogę chodzić więc nie wiele myśląc - jadę do pracy nic mi nie jest. Przyjechał kolejny autobus, ja dzielnie się do niego zapakowałam i próbując bagatelizować problem przetrwałam 8 godzin w pracy...
Z każdą godziną miałam wrażenie, że za miast łydki mam przyczepiony kamień do nogi, który przy każdym kroku powodował ból jakby złapał mnie skurcz....
Wracając z pracy postanowiłam podjechać na jakiś ostry dyżur, żeby przekonać się, że to tylko jakieś naciągnięcie achillesa -taką miałam nadzieję ;)
Niestety chirurg po oględzinach mojej już mocno spuchniętej nogi zawyrokował - naderwany brzuchaty łydki i uraz ścięgna achillesa - 3 tygodnie zwolnienia, gips i leżenie w łóżku w miarę jak najwięcej aby nie obciążać już bardziej nogi.


Nie powiem, przerażona byłam - jak to dopiero co zaczęłam biegać, szykowałam się do Biegnij Warszawo za parę dni a tu gips, zwolnienie. Co zrobiłam nie tak, jak ja wytrzymam w łóżku tyle czasu gdzie przez ostatnie miesiące 3 - 4 razy w tygodniu wychodziłam pobiegać, jeździłam na rowerze i co koniec??!!
Powtarzałam sobie - to tylko 21 dni, dam radę! Odpocznę, zregeneruję siły i wrócę do biegania. Przecież przez głupią kontuzję się nie poddam!
Minęły 3 tygodnie pojechałam na kontrolę pełna nadziei, że nic, że boli ale od gipsu na pewno wszystko jest już dobrze - chirurg nie wiele myśląc po zobaczeniu mojej nogi - miesiąc zwolnienia i zapraszam na kontrolę za 4 tygodnie. Załamałam się! 

Gdy emocje opadły, w głowie pojawiła się myśl - no dobra, popełniłaś gdzieś przy treningach błąd, chciałaś za dużo za szybko więc teraz na spokojnie!

Kupiłam parę książek o bieganiu, o wzmacnianiu mięśni, przyczynach kontuzji i z tą wiedzą postanowiłam zacząć od początku gdy tylko dostanę zielone światło od lekarza, bo drugi raz takiej katorgi znosić nie zamierzam!

Początek

Kiedy to się zaczęło ....

Swoją przygodę z bieganiem rozpoczęłam od Biegu Kobiet - Samsung Irena Women's Run w 2011 roku. Z przyjaciółką postanowiłyśmy ruszyć się z kanap i w szczytnym celu pobiegać :) - tamten bieg był pod patronatem akcji AVON Różowa Wstążka.

Wracając teraz pamięcią do tamtego upalnego czerwcowego dnia to powiem szczerze bieg był koszmarny ;) i na rok porzuciłam plany związane z tym sportem. Wybrałam w tamtym okresie rower!
Zakochałam się w dwóch kółkach! I pewnie na rowerze bym poprzestała, ale było mi mało. Nie wiele myśląc wróciłam też do mojego ukochanego sportu - pływania! Rowerem na basen i z powrotem i tak mijały miesiące ....

Można by pomyśleć przy tak aktywnym trybie życia byłam okazem zdrowia ... niestety
Basen musiał pójść w odstawkę, rower też jakoś tylko od wiosny do jesieni i to co raz mniej, bo jakoś sił ubywało....

Cały czas gdzieś z tyłu głowy była chęć, żeby zacząć biegać. Dookoła pełno biegaczy pokonujących kolejne ścieżki, w telewizji i internecie co chwilę reklamy kolejnych ulicznych biegów...
Bieg na 5 km, na 10 km, półmaraton, maraton ... I nieustanna myśl - dam radę? zapalę się do tego, tak, że pokocham to i znajdę swoją pasję? Przecież jestem kanapowym stworzeniem, nigdy za specjalnie nie lubiłam się męczyć więc czemu o tym myślę? Nawet przyjaciółka wspomina, że chciałaby zacząć biegać, że znalazła plan dla zupełnie początkujących. Nie powiem z 3-4 razy wyszłam na takie marszobiegi, ale pewnie bym i ten sport porzuciła ....

...ale przyszedł maj 2013 - a dokładnie 05.05.2013 godz. 6:00 naładowana emocjami po kłótni dzień wcześniej ubrałam się i stwierdziłam - przebiegnę 5 km choćby miało mi to zająć godzinę.
Zajęło mi to 44 minuty i 57 sekund i zakochałam się w bieganiu :)